Połacie zieleni, na wiosnę pierwsze radujące oczy, na zimę malowniczo żółknące, przysypane przez nieliczne rozłożyste dęby i wierzby. To one stanowią większość terenu wokół posiadłości. Zadbane, wiecznie przystrzyżone, bez kretowisk, czy ubytków poszycia. Gdy nadchodzi kwiecień- nie są to już tylko błonia. Kwiaty niewinnie wyglądają z ziemi tworząc niewielkie łączki- stokrotek, mniszków, pierwiosnków. Nie ma ich dużo, ale bawią oczy, tym bardziej, że zazwyczaj panuje tu szarówka. Trawy porastające równy teren są soczyście zielone, ciemne i żywe, dając schronienie niewielkim owadom, a mieszkańcom pozwalając zrelaksować się, rozłożywszy na roślinach koc, nie niszcząc jednak nazbyt terenu- całość poprzecinana jest delikatnymi ścieżkami z kamienia, wijącymi się z miejsca w miejsce. Nigdy nie zalega tutaj zbędna, skoszona zielonka. Nigdy nie widać ani nie słychać nikogo, kto by się dobytkiem doglądał. Magia tego miejsca, a może i sama matka Natura postanowiła, że najlepiej zostawić to miejsce takim, jakie stworzyli ją mieszkańcy. Czy to specjalny zabieg? Trzeba się jej zapytać...